rodian |
Wysłany: Czw 16:00, 17 Lis 2005 Temat postu: Coś o czlowieku i jego naturze |
|
„Dawno, dawno temu... żyła sobie dziewczynka, która chodziła po polu wokół miasta. Pewnego razu cos zobaczyła. Coś niewyobrażalnie strasznego. Zatrzymała się i patrzyła no to. Nie powinna była tego robić. Dlaczego? Bo to była niezwykle straszna i okropna rzecz. Powinna próbować to powstrzymać... albo pomóc. Mogła chociaż zapłakać przeciwko temu... ale nie zrobiła tego. Tylko stała i patrzyła.” Dalsza część tej historii w filmie z którego ów cytat pochodzi jest ukazana, jednak po za tym obrazem artystycznym istnieje jeszcze jeden teatr i jeszcze jedna publiczność, która jednak nie jest publicznością tą, która siedzi w kinie, w mniej lub bardziej wygodnych pozach przypatrując się mniej lub bardziej uważnie temu co dzieje się na ekranach. Po za taką publicznością istnieje jeszcze inna, jednak ta „inna” niewiele się różni od tej opisanej, może jedynie tym, że umieszczona jest w dziwaczniejszym miejscu i projekcja nie ma wyznaczonego czasu, a film nie puszczany jest z taśm, nie siedzi ona w fotelach, w pomieszczeniach z ekranami, choć i tu można by pokusić się o niewielką metaforę.
Co łączy obie na pozór odmienne a jednak takie same publiczności? I jedna i druga żadne są krwi! Tak, właśnie, tegoż życiodajnego płynu, który płynie w ich i w naszych żyłach. Pożądają tego, pragną, marzą i śnią. [I tu, w tym dokładnie miejscu, należy Cię przestrzec, Ciebie, który to czytasz, abyś nie traktował pojęcia użytego tu na określenie czerwonego płynu dosłownie jedynie, bowiem nie zrozumiesz tedy o czym dalej jest mowa.] Skąd takie drastyczne wnioski? (zapyta ktoś oburzony spośród owej widowni). Przed odpowiedzią, aby nabrała ona odpowiedniego wyrazu, należało by się przebrać w strój Hamleta, wziąć do ręki czaszkę ludzką i wyrzec w odpowiedzi na pytanie, inne pytanie. A czegóż tak naprawdę, ty z tłumu jeden i wy wszyscy zarazem oczekujecie od widowiska, co naprawdę wam sprawia przyjemność i co przyciąga was przed szklane akwaria ułudnej realności? Któż z was (pytanie skierowane do przedstawicieli płci zwanej brzydką) nie lubuje się we własnych wyobrażeniach swojego „ja” jako bohatera wzorowanego na mięśniaku? Już z tłumu słyszę głosy sprzeciwu i oburzenia, już pierwsze krzesła są łamane i butelki rozbijane. Spokojnie, jeszcze na to nie pora. Mówicie, jeden za drugim, „Ja NIE”. O.K. kłócić się nie mam zamiaru, bo i sam jestem a was wielu, i uważacie zapewne że moje, niejako oskarżenia, opierają się na szczeniackich domysłach, bowiem nie traktuję was jako inteligentnych naczelnych. Nie, tu się mylicie, jesteście dla mnie może nawet zbyt inteligentni, ale powróćmy do moich rozważań. Jeżeli panowie tak zgodnie wykrzykują że, nie lubują się w tego typu marzeniach to czemu tak wielu z nich ogląda tworzywa przesycone brutalnością? Ot, jest pytanie.
A teraz kolej na drugą połowę owej publiczności (zwanej słusznie istotami pięknymi). Czy wy panie, o ile się lubujecie (bowiem moje podejście zapewne jest dość szowinistyczne i stereotypowe) w różnego rodzaju romansach czy dramatach, to czyż nie stawiacie się chociażby czasami w miejsce głównej bohaterki literowo – obrazkowych kart papieru? Część, z was zapewne odpowie że tak (szczególnie te samotne i romantyczne), ale równocześnie, zapyta ta sama część co w tym jest z brutalności? A no, tu należałoby się zastanowić czy aby postać była wzruszająca to musi być ona tragiczna, pojedynki na szpady (przypominają się klasyczne romanse z XIX wieku), podstępy, zdrady, knowania i na końcu wygrywa wielka miłość. Czy bez, chociażby szczypty krwi i agresji dałoby się zbudować odpowiedni romans, nie wspominając już o dramatach?
Zapewne pozostała wśród publiczności jeszcze grupka zlepieńców (troszkę istot z Marsa i kilka bogiń z Venus), którzy zatwardziale twierdzą, że przemoc i krew ich nie interesuje. Do tej grupki teraz kieruję swe spojrzenie. Któż z was nie oglądał, jakże słynnego filmu M. Gibson’a pt. „PASJA”? [pozwolę sobie pominąć opis fabuły filmu i moją co do tego ocenę]. Oglądaliście? Aha, i powiedzcie dlaczego tam poszliście? Aha.... a gdyby to było opisane życie tegoż samego osobnika, ale w mniej burzliwych dla niego czasach, to czy też byście z takim zainteresowaniem wydali na niego „papierki szczęścia”? Szczerze mówiąc wątpię, bowiem gdyby w tym obrazie nie było tyle brutalności to nie osiągnąłby on takiego sukcesu i nie byłoby o nim tyle mowy, a przez to i zachęty. Powiecie, ale my na nim płakaliśmy/płakałyśmy, współczuliśmy/współczułyśmy itd. Ale nie wyklucza to jednak faktu, że chcieliście obejrzeć, tak z bezpiecznego miejsca, cierpienie innej, podobnej do was istoty.
O.K. czas może na jakieś zakończenie i puentę. A więc zaczynajmy. Czy człowiek jest z natury dobry czy zły? Mój powyższy wywód miał służyć temu, aby chociażby w pewnym zarysie pokazać, ze rzeczywiście lubujemy się w tym co sprawia ból, jednak nie nam ale innym. A na to pytanie, jaka jest moja odpowiedź, cóż skłaniałbym się raczej do stwierdzenia że człowiek sam w sobie, i z własnej natury jest neutralny, bowiem wytworzony przez naturę, a w naturze nie ma rzeczy złych czy dobrych. Fakt jest, że jak dotąd stoimy na szczycie łańcucha ewolucji, jak również pozostaje faktem to, że jesteśmy pochodnymi formami od niższych zwierzą, tyle że obdarzonymi rozumem, ale posiadamy instynkt i on właśnie ciągnie nas w stronę krwi i walki. Zamiast pytania o naturę człowieka, zadałbym inne, w jakim stopniu jesteśmy zwierzętami (instynkt) a w jakim „człowiekami” (rozum)? |
|